niedziela, 26 stycznia 2014

To dopiero początek końca

 Cześć. Jestem Megan. Megan Adams. Myślicie, że mnie nie znacie, choć nawet nie wiecie w jak wielkim jesteście błędzie. Zacząć od początku? Tak byłoby najprościej. Niestety życie nie jest proste. A zwłaszcza moje. Dużo się wydarzyło w przeciągu tych paru lat. Zmieniłam się. Zrywając kontakty ze wszystkimi przyjaciółmi popadałam w coraz większe gówna. Prawi sięgnęłam dna. Podczas staczania się spotkałam na swej drodze pewną dziewczynę. Drobną blondynkę, młodszą ode mnie o dwa lata. To Michelle. Oziębła suka, która nie stroni od dragów, alkoholu, seksu i papierosów. Myśli, że jestem ułożona, bo skończyłam studia medyczne.... Wie o mnie tyle, co nic, a i tak się przyjaźnimy. Poznałyśmy się w dziwny sposób...może i nie dziwny... Szukałam pokoju do wynajęcia za niewielką cenę i jej ogłoszenie rzuciło mi się w oczy. Po rozmowie telefonicznej okazało się, że mamy podobny gust muzyczny i zainteresowania, więc Mich nie miała nic przeciwko wynajęciu mi tego pokoju. Na początku mijałyśmy się. Jednym słowem nie wchodziłyśmy sobie w paradę. Ja chodziłam na zajęcia i praktyki w dzień, a ona w nocy wybywała na imprezy, a ja weekendy pracowałam w Whiskey a Go Go jako barmanka. W sumie nadal tam pracuję. Wracając... W pewną sobotę wzięłam wolne, bo w końcu przez długi czas odkładania kasy uzbierałam na wymarzoną gitarę. Umiałam grać, ale nie miałam gitary.... Kiedy wróciłam do mieszkania zadowolona w chuj chciałam od razu iść do pokoju, ale moją uwagę przykuła blondynka szlochająca na kanapie. Usiadłam obok i zaczęłam pytać, czy coś się stało i czy mogę jakoś pomóc i po krótkiej ciszy otrzymałam potok łez i słów. Mówiła prosto z mostu. Wyżaliła mi się proso w rękaw. Dziewczynie, której w ogóle nie znała. Od tamtej pory zaczęłyśmy częściej rozmawiać. Myśli, że jestem abstynentką i niech tak pozostanie. Potrafię ją rozśmieszyć i to się najbardziej dla niej liczy. Nie mówię jej "będzie dobrze, nie płacz już...." tylko po prostu mówię, rozśmieszam ją i po chwili łzy smutku zamieniają się w łzy spowodowane śmiechem... Michelle ma jeszcze Soph. Są dla siebie jak siostry. Razem się wyniszczają. Michelle mówi, że są jak Terror Twin... Znam Soph tylko z "opowieści" Mich. Jest dla niej wszystkim. Przyjaźnią się już od bardzo dawna. Teraz nie potrafię sobie wyobrazić co by było, gdybym  nie spotkała tej blondyneczki.... Dwa lata... Dałby ktoś wiarę?


***


 Tak, wracam Was męczyć! I tak, usunęłam WSZYSTKIE poprzednie rozdziały. Za dużo błędów językowych i w ogóle chujnia z grzybnią.... Nie sugerujcie się poprzednimi rozdziałami (jeśli je czytaliście), bo to co teraz piszę to zupełnie co innego....
Także czytajcie, komentujcie i co tam jeszcze Wam się podoba c: